Okazje do pływania mnożą się nam jak grzyby po deszczu, a czwartkowe ustalenia nieraz ciężko wprowadzić w życie w sobotę rano ;).
W związku z towarzyskim piątkiem, przyjazdem gości z Wrocławia i Warszawy oraz uczestnictwem w imieninach Malosza przez Rekina i pol(mos)a, sobotnia pobudka (21.01.2012r.) była nie lada wyzwaniem. Nawet gotowe śniadanko i parująca herbata z kubków nie były w stanie zachęcić niektórych do wstawania. Ale na szczęście świeżość, którą przywiózł ze sobą Tomi, obudziła w zaspanych ciałach nieodparty zew, by wstać, zapakować przyczepę i wyruszyć na spotkanie przeznaczenia, któremu na imię było “Reda”. Zaprzęgnięty w Ricz Bicz Tomiwóz i Rekinowóz, przewożący pełnych ikry i zapału uczestników spływu, pomknęły do miejscowości Zamostne (uwaga na fotoradary w Wejherowie, są wyjątkowo wredne ;/). Postanowiliśmy nie szaleć i wybraliśmy odcinek 9-cio kilometrowy. Atrakcją na rzece były cztery, półmetrowe progi przed jeziorem Orle. Na pierwszym, przed którym był betonowy, nisko zawieszony most, prawie doszło do mojej dekapitacji, ale na szczęście, głowę mam mocną i utrzymała się na karku ;). Skończyliśmy w Wejherowie, za mostem, gdzie w zeszłych latach rozpoczynaliśmy spływy.
Nie zapomnieliśmy oczywiście o naszych drogich babciach i dziadkach, ten spływ dedykujemy im :).
W spływie udział wzięli: Merry, Paweł(Merry2), Kuraś, Orzech, polmos, Rekin, Tomi i Praksa.
Mam nadzieję, że w osobach nie biorących udziału w spływach, a będących pełnoprawnymi członkami klubu kajakowego, dojrzewa chęć, by korzystać ze sprzętu, pięknych i licznych, nie tak odległych rzek i powiedzieć stanowcze “liberum veto” sobotom w kapciach przed telewizorem (TV pozdrawiam :D).
Zdjęć niewiele, ale SuperPola widać ;).
zobacz zdjęcia
PS. Dla niewtajemniczonych z łac. caput- głowa, a więc dekapitacja to..