Andrzej “Jędras” Bartkiewicz
Odszedł Andrzej Bartkiewicz, Jędras |
|
Być jak płynąca rzeka milczeć w środku nocy bez strachu przed jej mrokiem gdy na niebie gwiazdy – być ich odbiciem kiedy niebo zaciąży chmurami a chmury jak rzeka woda się staną być ich odbiciem beztroskim w spokojnych głębinach… Jędrasku! Dziękujemy że mogliśmy Cię poznać… Basia |
|
Nie spotkaliśmy się na szlaku – nie tak powinno się to zacząć. Blisko trzydzieści lat temu przyjechał do Włocławka, w którym się urodził, by odwiedzić rodzinę. I tu od razu odbyliśmy kilka pieszych wycieczek. Potem były rajdy. On także pływał na spływy. Długo namawiał mnie bym się z nim zabrał. Ja jednak twardo twierdziłem, że takie wożenie tyłka mnie nie bawi. Znalazł jednak ścieżkę. Pewnego dnia rzucił – Tomuś w Bydgoszczy robią spływ zimowy Brdą. Zaskoczyło. Teraz były wspólne spływy, rajdy i wyprawy w góry. Losy nasze splotły się. Razem studiowaliśmy, jednocześnie reaktywowaliśmy się w celu obrony dyplomu. Podczas tej reaktywacji kilka dni mieszkałem u niego i wtedy właśnie zmarła Jego Matka. Oddaliśmy jej ostatnią posługę i któż mógł wiedzieć wtedy, że prawie dokładnie za dwadzieścia lat w tym samym miejscu przyjdzie żegnać Jędrasa. Był wytrawnym i twardym turystę. Jeszcze w uszach mi dźwięczy, gdy wymiękałem w górach krótkie stanowcze – idziemy, idziemy. Szczególnym doznaniem były wspólne, tylko we dwóch czynione, zimowe wyprawy w góry. Kto takich nie przeżył – nie zrozumie. Jędras skupiał wokół siebie grono ciekawych ludzi. Oby czynił to nadal. Dziękuję losowi, że postawił mi Andrzeja na szlaku życia. Nie zabrała Go rzeka ni lawina – nie tak powinno się to skończyć. Tomi
|
|
Pierwszy raz spotkałem tego niezwykłego człowieka, gdy byłem jeszcze dzieckiem – on zaś studentem. Przyznaję, że od początku wzbudzał moją największą sympatię, ujmujący był jego spokój i zdecydowanie zarazem. Jakaś wielka godność która górowała nad ciężkim kalectwem – był człowiekiem niewidomym. Nie przypuszczałem, że za ileś lat stanę się jego przyjacielem, z którym będę się rozumiał jak z bratem.To dzięki niemu i kuzynowi Tomkowi wsiadłem do kajaka od razu zimą na Brdę… To dzięki niemu przeżyłem najwspanialszy spływ życia – Gwdę Szkoleniową w 1995r. – 5 dni pływania od rana do nocy, walkę z awariami sprzętu, fatalną pogodą – zawsze jednak był przy mnie Jędras, służył pomocą fizyczną, był prawdziwym oparciem, tryskał energią – jednocześnie łagodził wszelkie spory w zespole – był człowiekiem pokoju. Jędras mniej więcej od tego okresu zaczął poważnie rozwijać swoją drugą pasję – turystykę górską. Byłem z nim na wielu szlakach; był wspaniałym partnerem, z nikim już nie będę miał tylu przygód, tylu osiągnięć co z nim. Był niezwykle inteligentnym, tryskającym dowcipem w trudnych sytuacjach człowiekiem, przy tym niezwykle twardym fizycznie o gołębim sercu i niezwykle bogatej duszy. Wspaniale było z nim wędrować, ale równie wspaniale było z nim się spotkać, rozmawiać o tematach trudnych i banalnych. Ostatnie lata zbliżały nas – w górach i poza nimi rozumieliśmy się bez słów. Gdy pisze te słowa uświadamiam sobie, że tak naprawdę On był dla mnie największym przyjacielem, tymczasem ja dla niego zaledwie jednym z licznych przyjaciół. I to był prawdziwy fenomen Jędrasa. O wszystkich nas pamiętał, wszystkich nas równie kochał, nikogo nie wyróżniał… Jędras miał magiczny wpływ na swoje otoczenie. Był człowiekiem obdarzonym w swoim niewątpliwym nieszczęściu prawdziwą Iskrą Bożą. Jakże mi smutno, jakże nam wszystkim smutno, że [...] kochając Go nie dostrzegaliśmy w pełni Jego cierpienia? Na pewne pytania nigdy nie znajdziemy odpowiedzi. Jędras przez wiele lat był zawsze z nami. Właściwie większość wolnego czasu, jak to zauważył Tomi, było związane z Jędrasem – albo bezpośrednio, albo pośrednio; mówiło się co u Jędrasa słychać, co powiedział Jędras, co by zrobił Jędras. Wielki smutek nastał na ten Wielki Tydzień 2007 – my musimy się pozbierać i wyruszyć na nasze szlaki sami już bez Jędrasa. Duchowo będzie jednak dalej z nami… Przeżyliśmy z nim wspaniałe chwile i bądźmy za to wdzięczni. Otrzymaliśmy łaskę poznania prawdziwego człowieka… Kazik „Herr Doctor” |