Category: spływy

I Inicjacyjny Ekstremalny Spływ Trzech Króli

comments Komentarze są wyłączone
By praksa, 11.01.2012 10:40

Po co było w sobotę 7 stycznia siedzieć w domu, skoro można było popływać? Właśnie… więc krótka piłka, szybki ogar i wio nad rzekę! Padło na Motławę, co by nie było, że “swego nie znacie”.  Start za Pruszczem Gdańskim z miejscowości Grabiny Zameczek, koniec przy kamiennej śluzie przy Opływie Motławy. Około 16 km przyjemnego pływania.  Skoro Trzech Króli to i trzy kanady. W Kacprze zasiadali (super)Pol i Orzełek – swym idealnym rytmem płynięcia przyprawiali nas o dreszcze z zachwytu i zazdrości jednocześnie ;). Melchiorem halsowali Tomi, Tymek i Praksa, zaś Baltazarem na końcu nieustraszony sternik Endrju i waleczna Kasia. Dodam tylko jeszcze, że bardzo dumni byliśmy z tego naszego inicjacyjnego wypadu, a wymyślanie nazwy spływu sprawiało nam dodatkową radość (dlaczego ekstremalny? to pytajcie się Andrzeja ;). Ci co zaspali :P albo w ogóle nie planowali płynąć i nie dołączyli do nas – plujcie sobie w brody/za kołnierzyki ;). I nie zapomnijcie zapytać Orła dlaczego musiał krzyczeć: “Tylko nie Pipi!!!”

Warto chociaż raz wybrać się nad Motławę i zobaczyć Gdańsk nie tylko z innej strony, ale też z innej perspektywy (P. Hirsch – polecam ;) ).

zobacz zdjęcia

Rekonesans

comments Komentarze są wyłączone
By Marian, 28.11.2011 00:10

Do całej sprawy podeszliśmy bardzo poważnie. Rekonesans rozpoczął się dla nas już w piątek o 19:00, kiedy to w klubie spotkali się Łukasz „Orzech” Orzeszyna, Wiktor „Kaloryfer” Fikier oraz Marcin „Marian” Grzyś aby rozDlatego nie będziemy płynąć Niechwaszczą na urodzinach... i w sumie nigdy więcejpocząć symulację urodzin. Działaliśmy w stu procentach profesjonalnie, żeby na następny dzień na spływie czuć dokładnie to samo co wszyscy uczestnicy będą czuć za 2 tygodnie – niepohamowane pragnienie… wiosłowania. Całą noc poruszaliśmy ważne tematy dotyczące członków klubu, przemysłu rzeźniczego i kaloryferów żeberkowych. Rano dołączyli do nas Pol, Krzychu, Tomi oraz Rekin i ruszyliśmy w kierunku Niechwaszczy. Sama rzeka była spokojna, zwałek jak na lekarstwo, a miejscami było bardzo płytko. Nie przekonacie się o tym, bo na urodzinach będziemy płynąć Wdą. W sobotę wieczorem rozwieźliśmy się i zostało nas tylko czterech. Opuścili nas Wiktor, Tomi i Krzychu. Przestaliśmy rozmawiać o kaloryferach oraz wyższości boczku nad słoniną i skupiliśmy się na rozbijaniu obozu i dalszej symulacji zachowań urodzinowych (mieliśmy do tego odpowiedni sprzęt w postaci skrzynki). Noc zaczęła się dla nas już o 18:00, mieliśmy chwilę zwątpienia czy dotrwamy przy ognisku do północy, ale niepotrzebnie, skrzynki starczyło do godziny 01:00 dnia następnego.Bear Grylls zmywa naczynia mokrą trawą.

W niedziele spłynęliśmy jeszcze 13 km Wdą. Istnieje prawdopodobieństwo, że mamy na sumieniu jednego łabędzia. Niechcąco spłoszyliśmy całkiem spore stadko (naliczyliśmy 20 osobników przed sobą). Chwilę później zobaczyliśmy zwłoki przy jednej z przeszkód  na wodzie. Możliwe, że jeden z łabędzi nie wystartował wystarczająco szybko i uderzył w brzozę. Nie widzieliśmy tego momentu więc nie wiadomo czy to była brzoza czy coś innego.

Pogoda nas zaskoczyła, było bardzo ciepło, a wiatr wcale nam nie przeszkadzał. Ponieważ wiernie odwzorowaliśmy warunki urodzinowe z czystym sercem mogę powiedzieć, że tegoroczne urodziny będą fantastyczne. Jaki rekonesans takie urodziny!

Round the Sobieszewska island…

comments Komentarze są wyłączone
By admin, 17.11.2011 09:41

Ja morze kocham, ja morze szanuję
Ja się na morzu bardzo dobrze czuje…

Ta piosenka przypomina mi się za każdym razem gdy widzę otwarte morskie wody i właśnie z tym nastawieniem 12 listopada ja, Bacha, Rekin i Mateusz, dla odpoczynku po trudach „niepodległościowych” obiadków postanowiliśmy sprawdzić jak wygląda jesień na Wyspie Sobieszewskiej. Oczywiście jak najlepiej to zrobić, jak nie z perspektywy kajaka:).  Zaczęliśmy od oglądania stanu technicznego mostu pontonowego (tu nieocenionym fachowcem okazał się jak zwykle Rekin), potem hałda fosfogipsów w Wiślince, różne przystanie jachtowe i rybackie, aż dotarliśmy do śluzy w Przegalinie. Niestety, czynna jest tylko sezonowo więc korzystając z uprzejmości pana ochroniarza przenieśliśmy kajaki najkrótsza drogą na Wisłę. Pogoda była wspaniała, chociaż w cieniu drzew szron utrzymywał się przez cały dzień. Przy ujściu Wisły do morza czekała na nas niespodzianka, a nawet dwie. Miały czarne oczyska, błyszczące pyszczki , wąsy i nic nie robiły sobie z ciągnących w pobliżu sieci rybaków. Przyglądaliśmy się sobie nawzajem, w sumie nie wiadomo kto komu z większą ciekawością. Foki trzymały dystans, pewnie dlatego, że ich przodkowie z Grenlandii zawsze ostrzegali przed ludźmi w kajakach… Mamy nadzieję, że populacja foki bałtyckiej się odrodzi i będą częstymi towarzyszami naszych morskich wycieczek.
Z morza obejrzeliśmy sobie zachód słońca i już po zmroku dotarliśmy do Górek Zachodnich. Udało się też trochę posurfować na falach (tych morskich i tych po mijających nas kutrach) i z wody zeszliśmy przy blasku księżyca, dwie godziny po zachodzie słońca.

To był piękny, rześki, listopadowy, kajakowy spacerek…
Tomi

Spływ Poprawkowy 2011

comments Komentarze są wyłączone
By praksa, 25.10.2011 20:00

15 i 16 października Poprawkowi (Poprawni) Rekruci postanowili nie siedzieć w domu w kapciach przed telewizorem, bądź kompem ratując świat od wirtualnej zagłady ! Spakowali tobołki i przyjechali na Kaszuby, nad Wdę wykorzystując ostatnie ciepłe dni, by popływać i posiedzieć przy ognisku. Słońce nagrodziło nasz (Z)zapał wydobywając jesienne piegi na troszkę już przybladłych twarzach. Niestety te chwile ciepła musieliśmy przypłacić lekką hipotermią w nocy ( było -3oC).

Po raz drugi już (wzorując się na roku poprzednim) czuwaliśmy przy ognisku rozgrzani witaminową mocą owocków z goździkami śpiewając zdani jedynie na swoją kreatywną pamięć do tekstów oraz słuch absolutnie integrujący koedukacyjny dysonans. Cieszymy się tym bardziej, że mogliśmy wprowadzić w świat walczących z domatorską akinezją czterech nowych Rekrutów oraz kilkoro sporadycznie pływających. Dodam jeszcze na przyszłość, że startowanie z pola namiotowego w Lipuszu do zachęcających nie należy (komercja się szerzy). Zadowoleni z dopłynięcia do Wdzydz Kiszewskich uczestnicy zwątpili w zwyczaj nagradzania kierownika kąpielą jako precedens grożący, jak to trafnie ujął Daro, “rzezią”;)

Z nadzieją na kolejne spływowanie i w podziękowaniu za wyjazd 25 osobom łącznie z ciągnącym przytłaczającą przyczepę Volgswagenem Golfem combi Tomiego oraz wyjątkowo sprawnej ekipie synchronicznie gotująco-smażąco-obierającej nie zapominając o klarująco-ogniskującej z drobną wpadką z rolą (eks)siekiery w roli głównej.

Pani Kiero Praxa :D

Piaśnica’n'Morze – czyli łikend pod znakiem czilałtu

comments Komentarze są wyłączone
By Beff, 30.08.2011 12:19

W piątek po spakowaniu sprzętu ruszyło w stronę morza 6 pionierów, czyli Agust, Irek, Kaś i Perkozy. Z małymi pogubieniami udało się dotrzeć na biwak w Karwieńskich Błotach, gdzie po sprawnym zrobieniu obozowiska i butelki odbyła się pierwsza sesja kąpiel w morzu (bez pływania oczywiście, wszyscy przestrzegali surowego zakazu Kaś i nie wchodzili głębiej niż po kolana :)).

Następny dzień ruszył pod znakiem pięknej pogody i opóźnień. Sosna zaliczył rajd do Gdańska i i z powrotem, w miejscu startu nad Jeziorem Żarnowieckim okazało się, że problemy z dojazdem ma samochód w składzie Aneta, Bef i Tomek. Na bieżąco informowali jak się ma sytuacja na froncie szrotowym, więc można było pozwolić zejść na wodę ekipie, zostawiając Kaś, żeby czekała na 3 zagubione owieczki.

nie ma to jednak jak dotrzeć na start z delikatnym opóźnieniem, za to na pełnym lansie i z wypadającym piątym biegiem=] Szybka przesiadka z rydwanu szatana do kajaczków (rozgrzewka była oczywiście, wszyscy widzieli) i już nie ma czasu na opalanie, jest tylko wartka, trudna i pełna zwałek rzeka

uwaga na przyszłość – nie bierzecie zbyt długich łódek, później trzeba brać zakręty na 2 razy jak ciężarówką…no chyba że macie pod ręką kogoś w pirance 4-20, zawsze może się uczepić dziobu i kierować – tą metodą eagle + piranha miały średnią prędkość diablaka (brawurowa akcja August, następnym razem wyprzedzimy keniona;)

Bez problemów udało się dogonić spływowiczów w Dębkach, gdzie przed częścią morska spływu zatrzymały ich fale – próba walki zaczęła się w pierwszej kolejności kabiną kanady (brawa dla hojraków – Łukasza K. i TV :))

..a to co jednych zatrzymało pozwoliło innym się trochę pobawić! Całkiem ciekawe fale i można było szybko zrobić kilka ładnych serfów i nałykać się morskiej wody, piranhą miota po falach, jednak żeby było jeszcze lepiej postanowiliśmy poczekać aż wiatr się nieco uspokoi

później już tylko przewózka do obozu pod troskliwym okiem Kaś pilnującej aby nikt nie siedział w mokrych ciuchach, czilałcik, pozitiw emołszyns i ciekły fluid przy ognisku, z rewelacyjnym smerfowym ponczem w kubku (oł je, burżuazja, ale jakie dobre) + Sławek i sąsiedzi z pola namiotowego grający na gitarach – to było coś! Potem deszcz, deszcz, burza, deszcz, gubione szefostwo imprezy, burza, zerwana wiatka, deszcz i mokre śpiworki, deszcz, poranek, piękna pogoda i znów dobry floł i jedność z naturą

rano wiatr osłabł, fale wyraźnie się spiętrzyły, co prawda tylko 3kajaki wróciły na Morze, ale było warto! prewencyjnie fotek nie ma więc i tak nikt nie uwierzy, ale fale kilka razy niosły ładnie

podziękowania dla Kaś The Kierownik i Poncz Mejker, wszystkich obecnych na spływie i wokalnie utalentowanych sąsiadów! Przytulajcie drzewa!

Kaś i Niekaś

 
Projekt i wykonanie:Łukasz Opałka, zalecana przeglądarka firefox 3.6 lub nowsza